wtorek, 28 stycznia 2014

#7 - Tyyyyle włóczek.

Ostatnie odwiedziny u Babci zaowocowały nieznacznym uszczupleniem jej zapasów włóczek. Miała sporo całkiem nowych, jedynie lekko przykurzonych, o niezwykłych kolorach. Ledwo wszystko zmieściłam w walizce. Zabrałam niemal pustą, wróciłam z wypełnioną po brzegi. Po powrocie ułożyłam sobie wszystko, co mam w takie kupeczki:


Najbardziej kręcą mnie zielone, niebieskie, róże i pomarańcze.


Nie jestem w stanie powiedzieć, co to są za firmy (no, może przy nielicznych). Sporo już poszło w ruch. Skończyłam trzy pary pewnych przydatnych rzeczy, które będą prezentem, dlatego pokażę je później. Teraz obrabiam jasny róż:


Będzie to prawa mitenka. Jeśli uda mi się ją połączyć jakoś.


Czeka mnie niemałe wyzwanie, ponieważ od dziś mam pracę i przez to mniej czasu w domu. Chociaż jak tak się przyjrzeć grafikowi, to czasu na to będę pewnie miała tyle samo, tyle tylko, że wstawać będę o 7, a nie o 13. Myślę, że podołam.



Pozdrawiam,
K.

niedziela, 26 stycznia 2014

#6 - Motylek dla Babci.

Miałam w planie zrobienie biało-fioletowej serwetki, ale szlag mnie trafił, kiedy ją robiłam. No coś mi wyjątkowo nie szło, zwijało się tu i tam, więc odpuściłam. Serwetki spróbuję innym razem. Z braku czasu wymyśliłam dla Babci motylka. Wygląda trochę jak ćma. Blokowanie też mi nie bardzo wyszło. Ale Babci się podobał, to najważniejsze.


Wystarczy przyczepić do niego drucik lub małą klamerkę i już można gdzieś przyczepić.


Zapraszam do obserwacji bloga. Kolejny projekt się robi, a inne czekają w kolejce.



Pozdrawiam,
K.

niedziela, 19 stycznia 2014

#5 - Wąsy na kubku + parę filmów.

Rozpoczynając studia kulturoznawcze, nie byłam do końca do nich przekonana. Parę lat wcześniej usłyszałam od swojej polonistki, że może powinnam pójść na filmoznawstwo, bo często o filmach mówiłam. Wtedy nie przykładałam do tego szczególnej uwagi, ale po kryzysie przedmaturalnym ("Tak właściwie to wcale nie chcę iść na filologię angielską i nie wiem, czy wybrałam dobre przedmioty na maturze i w sumie to nie jestem gotowa jeszcze.") i przejrzeniu kierunków na różnych uniwersytetach, zaczęłam się zastanawiać, że może wcale to nie jest taki głupi pomysł.
Ciężko stwierdzić, czy była to dobra decyzja. Było wiele ciężkich chwil, ale i sporo tych pozytywnych, jak na przykład kręcenie krótkich filmików fabularnych, reklam i generalnie zadania grupowe. Pisanie recenzji też było przyjemne, natomiast praca licencjacka to jakiś koszmar. Po sesji zimowej, na drugim roku, chciałam rzucić tym wszystkim w kąt i wyjechać jak najdalej. Dobrze, że miałam w pobliżu parę osób, które pomogły mi wytrwać jeszcze te półtora roku. Ale ja nie o tym.

W trakcie studiów miałam do czynienia z wieloma filmami nakręconymi od 1895 roku. Kinematografia zarówno polska, jak i światowa, cały wachlarz gatunków. Niektóre nawet były obrzydliwe. Bazując na swojej filmowej wiedzy, jak i doświadczeniu oraz guście, chciałabym zaproponować Wam, drodzy Czytelnicy, listę dziesięciu filmów, wartych obejrzenia. Kolejność przypadkowa. Co jakiś czas będę wrzucać taki spis. Moje recenzje o kilku z nich można przeczytać tutaj.


10 filmów, które warto obejrzeć:
  1. "Dziennik Bridget Jones" 2001r.
  2. "August Rush" 2007r.
  3. "Charlie" 2012r.
  4. "Służące" 2011r.
  5. "500 dni miłości" 2009r.
  6. "Dobry rok" 2006r.
  7. "Rejs" 1970r
  8. "Niewinni czarodzieje" 1960r.
  9. "Śniadanie u Tiffany'ego" 1961r.
  10. "Ballada o żołnierzu" 1959r.

Natomiast wracając do tematyki tego bloga, to skończyłam już to, o czym wspomniałam dwa posty wcześniej. Wyszedł z tego kolejny ocieplacz na kubek, który dałam tacie.
W całości wygląda tak:


Słaba jakość zdjęcia spowodowana tym, że właściwy aparat zostawiłam w Krakowie.


Wczoraj dostałam od babci całkiem sporo w większości nowych, niewykorzystanych włóczek o cudownych kolorach. Nic, tylko siadać i robić. :)



Pozdrawiam,
K.

środa, 15 stycznia 2014

#4 - Free Spirit.

Jeszcze odnośnie scrapbookingu. Przeglądając wiele blogów poświęconych tej tematyce, odnalazłam jeden, na którym do rozdania są przepiękne zestawy. Konkurencja liczna, ale raz kozie śmierć.

Najbardziej spodobał mi się zestaw Free Spirit.


Prawda, że cudowny?


Pozdrawiam,
K.

wtorek, 14 stycznia 2014

#3

Ostatnio ciągle przeglądam blogi, na których prezentowane są scrapbooki. Strasznie podobają mi się wszelkie kartki zrobione tą właśnie metodą. Kiedyś wydawało mi się, że te wszystkie duperelki, wzorki i tak dalej, trzeba samemu wycinać nożyczkami czy nożykiem i byłam pod ogromnym wrażeniem umiejętności niektórych osób. Dopiero niedawno wczytałam się, co można kupić - wszelkie wykrojniki, stempelki, naklejki i wiele, wiele innych... Dobrze byłoby mieć coś, od czego można zacząć. Pomyślałam, że na walentynki spróbuję stworzyć memu lubemu kartkę i może pójdę też w stronę techniki iris folding. Zobaczymy.

W każdym razie obecnie mam kilka szydełkowych projektów w głowie. Dwa już rozpoczęte i powoli wszystko zmierza ku końcowi. A to jeden z nich:

Ciekawe, co z tego wyjdzie? :)


Pozdrawiam,
K.

piątek, 10 stycznia 2014

#2 - Sowa na kubku.

Przeglądając różne duperele na Pinterest, bardzo często natrafiałam na przeróżne ocieplacze na kubek. Mniejsze, większe, kolorowe, w jednym kolorze itd. Bardzo mi się to spodobało i właściwie mam jeden wymarzony, ale muszę się zaopatrzyć w odpowiedni kolor włóczki. Na razie mi nie po drodze do zakupów, w ramach oszczędności wykorzystuję to, co znalazłam w mieszkaniu.
W ramach eksperymentu, zrobiłam na razie jeden. Jestem z siebie dumna, że wyszedł całkiem przyjemny. Następne będą pewnie już tylko lepsze.


Tak wyglądał na początku, ale czegoś mi tu brakowało...


Więc dodałam skrzydełka i uszka... no i teraz jest to wersja ostateczna ;)


Sprawdziłam także, czy ów ocieplacz może posłużyć jako coś innego...


No niestety, jako kubraczek dla Beni jest za mały :(



Pozdrawiam,
K.

środa, 8 stycznia 2014

#1 - Święta.

Święta, święta i po świętach, jak to mawiali starożytni górale. Zawsze zdumiewa mnie fakt, że na te ledwie trzy dni przygotowania trwają czasem i pół roku (jeśli ktoś ciasto na pierniki zagniata wcześniej). To tak, jakby każda rodzina przygotowywała sobie swój własny, prywatny festiwal, angażując większość zaproszonych gości w to - a przynajmniej tak bywa u mnie.
Nie zostałam oczywiście pominięta, zlecono mi zrobienie pierników. Sama dodałam jeszcze od siebie kilka rzeczy.


Pierniki, których nie dekorowałam, bo mi nie starczyło czasu


Cynamonowe ciastka (miały być gwiazdki, ale urosły tak, że straciły wszelki kształt)
No i hit świąt - choinka makowa.
Nie tylko wypieki miałam w swoim repertuarze. Z powodu skromnego poprzedniego roku, ciągłego szukania pracy, postanowiłam prezenty zrobić sama. Wyszło na pewno taniej niż prezenty kupne, a podobało się chyba dużo bardziej.


Trzy prezenty - dwie cekinowe bombki i cekinowa choinka. Było warto.

Natomiast parę tygodni przed wyjazdem do domu na święta, znalazłam mnóstwo kordonków i włóczek, dlatego postanowiłam zabrać się konkretniej za szydełkowanie. A że wcześniej znalazłam wiele cudownych schematów i nie tylko, to eksperymentuję. Na pierwszy ogień poszły choinki. Pierwsza była koślawa, ale ostatnie wyszły ładnie. Woziłam szydełko i kordonki ze sobą w torebce, bo przeczułam, że ktoś z rodziny zechce taką choineczkę dla siebie (tak też było).




A na koniec, w przypływie chwili i w ramach prób, zrobiłam dzwonek tasiemkowy. Ale co się przy tym naklęłam, to moje... ;)

Nitkę zauważyłam po zrobieniu zdjęcia.



Pozdrawiam,
K.